-
- lut 15
-
- 0
„Kiedy woda kapie z sufitu, czyli od przybytku faktycznie głowa nie boli”
Czasem musi wydarzyć się coś niespodziewanego i całkiem absurdalnego, żeby człowiek na chwile przestał gonić. Ja w zasadzie sama jeszcze nie wiem za czym to tak inni pędzą i gnają, ale pewnie za szczęściem, które właśnie w jakiś tam sposób próbuje się złapać, za karierą, albo za drugim człowiekiem. I w tym wszystkim zazwyczaj nikt nie wie, kiedy należy się zatrzymać. To nie tak, że łatwo mi mówić, bo jestem młoda, przecież bez względu na wiek każdy potrzebuje od czasu do czasu pogadać sam ze sobą, albo chociaż pomyśleć czy to, co się robi jest dobre dla mnie, czy to tędy droga, czy może właśnie powinnam coś zmienić, a jeśli tak, to co i w jaki sposób to zrobić?
Prowadzić bogate życie wewnętrzne – dość ważna i niezwykle ciekawa rzecz. To taka trochę jakby forma zabawy. Zabawy na poważnie i dla osób jednak trochę starszych.Życie w bloku bywa uciążliwe, słychać szepty zza ściany, krzyki, wrzaski, ujadanie psa, albo zbyt głośno grający telewizor. Czasem też ktoś zapomni zakręcić kran w łazience, a wtedy z wanny po brzegi już pełnej, zaczyna równym strumieniem spływać woda prosto na kafelki. I nie wiem kto w tej chwili ma gorzej: właściciele łazienki czy sąsiedzi (od obecnej chwili właściciele mokrego sufitu).
W mieszkaniu w którym akurat gościłam przez kilka dni panował ciągły gwar, jedni szykowali się do wyjścia, drudzy albo robili kolację, albo dopiero zmywali po śniadaniu, a w kuchni śpiewał Bill Haley, który zagłuszał notoryczne tupanie i szlochy dziecka zza ściany. W tym czasie nikt nie zauważył, że w jednym z pokoi na wykładzinie pojawiła się sporawa już, mokra plama… To od wody, która przypadkiem kapała z żarówki – wina sąsiadów, jak nic! Wyjście z tej sytuacji było jedno, skoro właściciel mieszkania odmówił pomocy i napisał: „walczcie dzielnie, dopóki nie wrócę z wakacji”, należało zacząć działać na własną rękę, czyli przyszedł czas na wyłączenie prądu we wszystkich pomieszczeniach i podłożenie miski pod żyrandol w celu nie gromadzenia się wody na wykładzinie. Nieplanowany wieczór pełen wrażeń: bez światła, z jedną paczką małych, choć przynajmniej zapachowych świeczek, które musiały wystarczyć na pięć pomieszczeń. Najbardziej jednak były potrzebne w toalecie, bo nie wiem jak inni, ale ja nie potrafię myć zębów po ciemku. Wszystkie osoby z mieszkania zebrały się w jednym pokoju, co poniektórzy zmuszeni byli zmienić swoje plany tylko po to, by przez pół nocy snuć wizje i układać czarne scenariusze na temat kapiącej wody z żarówki. Na środku stała miska, od której to dna miarowo odbijały się krople wody, a my w tym czasie z lekkim niepokojem zastanawialiśmy się co z takim oto fantem zrobić? W końcu do rana pozostała długa droga… Plus był jednak tej historii taki, że walka z wodą i jej nadmiarem skłoniła niektórych do przymusowego odpoczynku i rezygnacji z ciągłej gonitwy i funkcjonowania w biegu. Coś w tym jednak jest, że od przybytku głowa nie boli. Nawet jeśli ma to związek z cieknącym sufitem 🙂Aleksandra Neyman