-
- lut 15
-
- 0
„Jak brudna woda wpływa na nasze życie codzienne? (Nie całkiem serio)”
Jesień to taki specyficzny czas, w którym, odnoszę wrażenie, że wszystko dzieje się na opak. Słońce świeci za słabo, chmury są za nisko, deszcz za często pada. Za często i w dodatku w najmniej odpowiednim momencie, wszystko przekwita i ludzie też jakby tacy… przekwitnięci? Zszarzali, zniechęceni, zziębnięci, markotni, melancholijni…
Dlatego na rzecz walki z jesienią – jesienną chandrą, jesienną pogodą, zrezygnowałam z jeżdżenia tramwajami i zaczęłam częściej chodzić pieszo. Jednak nie zawsze ma to swoje dobre strony… Dla przykładu taka sytuacja z wczoraj: lekka mgła, osiedle wciąż nieznane, za oknem deszcz, a ja nawet nie mogłam napić się z samego rana dobrej, gorącej kawy, bo ktoś pozamieniał pokrętła i zamiast zwykłej wody, z kranu leciała taka żółto-brązowa.
Dodatkowo, po wyjściu z domu historia jakby toczyła się dalej sama. Schodząc ze schodów, słyszałam za sobą miarowe stukanie w poręcz – kap… kap… kap… Patrzę w górę i pierwsze co rzuca się w oczy? Kolory! Te same co o poranku, żółto-brązowe. Wielkie krople na suficie o takich właśnie barwach. Lekko wciągam powietrze nosem – no tak, ledwo wyczuwalny zapach zgnilizny, typowej dla starej kamienicy.– Jesteś już na dole, a nie zapomniałaś czegoś zabrać z mieszkania i nie musisz czasem z powrotem wchodzić na piąte piętro? Tak przeraźliwie pada, a ty nie masz ani parasolki, ani nawet kaptura – zamruczałam pod nosem, ale za nic nie chciałam znów gramolić się na piąte piętro. Ruszyłam więc przed siebie, tolerując jesienną pogodę. Wybrałam drogę na skróty, dlatego gdzieniegdzie ślizgałam się po rozmokłej ziemi, buty babrały się w błocie, spodnie zapaskudziły się brudną wodą, ale chcąc nie chcąc z zajęć zrezygnować nie mogłam (…)
I wtedy pojawił się on… Brzmi jak tekst z taniego romansu albo marnej komedii romantycznej? Też prawda, więc inaczej. Akcentem kończącym ten wyjątkowo niesympatyczny, jesienny dzień było pojawienie się w zasięgu mojego wzroku tablicy z napisem: „Zapraszamy na kawę od Czarnego Deszczu”. Pomyślałam – świat zwariował! Ktoś specjalnie biegał z miską po nocach i łapał krople deszczu? Dokładnie to przyszło mi do głowy, dlatego postanowiłam zaspokoić moją ciekawość, dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi i zajrzałam do kawiarni. Co się okazało? Czarny Deszcz to po prostu palarnia kawy!
Zakończyć tę historię można na różne sposoby, bardzo prostymi słowami, pół żartem pół serio: przy jesiennej pogodzie należy zaopatrzyć się w parasolkę i buty co najmniej za kostkę, dobrze też zakładać ciemne ubrania w razie przypadkowego kontaktu z brudną wodą.Aleksandra Neyman