• „Ostatnie dni na ulicy Świdnickiej, czyli co się może zdarzyć, kiedy za bardzo chcesz napisać felieton o wodzie”

    Lato w tym roku nas nie rozpieszcza, raz upał, raz deszcz, choć dla mnie to i nawet lepiej, przynajmniej nie muszę zazdrościć niektórym, że mają już wakacje, że beztrosko korzystają z wolnego czasu, organizują wycieczki piesze, rowerowe, biegowe. A ja wciąż jeszcze mam mnóstwo obowiązków. Ale na szczęście znalazłam odpowiednie miejsce pracy – parapet z widokiem na ulicę Świdnicką. Zmieści się na nim laptop, ja i jeszcze kilka książek. Naprawdę nie wiem, dlaczego dopiero teraz, kilka dni przed wyprowadzką zaczęłam korzystać z takich dogodności.

    To czwarte piętro, więc mam doskonały widok na przechodniów i sąsiadów z naprzeciwka – przeważnie są to starsze panie, przesiadujące albo w kuchni, albo na kanapie przed telewizorem. Całkiem niedawno, jakoś wczoraj do południa jedna z kobiet w czerwonej sukience w grochy strąciła z parapetu kubek z wodą. Ile to było hałasu, że jeden aluminiowy garnuszek z wodą, z hukiem roztrzaskał się tuż pod wejściem do Starbucksa. Grunt, że akurat nikt tamtędy nie przechodził. Jednak w tym samym momencie, ulicą Świdnicką przejeżdżał rowerzysta, parę metrów od stłuczonego kubka wjechał w ogromną kałużę i z nie lada impetem ochlapał młodą dziewczynę, do tego stopnia, że jej spodnie do jeszcze niedawna żółte, stały się w połowie mokre i szare.

    W nocy natomiast, dzieją się jeszcze dziwniejsze rzeczy, których inicjatorami są z reguły studenci. Dzisiaj na przykład, siedzenie przy otwartym oknie nie było najlepszym pomysłem, ponieważ mimo deszczowej pogody, grupa młodych ludzi urządziła sobie wakacyjnego śmigusa-dyngusa. W rytm muzyki puszczanej z telefonu, oblewali się wodą z plastikowych butelek po coca-coli. Dosyć trudno wyjaśnić takie zjawisko. No bo jak to? Że takie zainteresowania teraz mają młodzi, pod wpływem alkoholu oczywiście? Az chciałoby się powiedzieć, że to fikcja literacka, że wymyśliłam wszystko na rzecz napisania felietonu o wodzie, ale niestety. Jedyne co jestem w stanie zauważyć i stwierdzić, to fakt, że im bardziej myślę o pisaniu artykułów i szukam tematów związanych z wodą, tym częściej pojawiają się nie tylko same pomysły, ale nawet woda ni stąd ni zowąd rozpryskuje się na ulicach. Wystarczyło tylko usiąść na parapecie, wychylić się przez otwarte okno i bacznie obserwować, co dzieje się na zewnątrz.

    Dzisiejszego poranka myślałam, że nic mnie nie zaskoczy, ale po dość bezsennej nocy, kiedy już od godziny przestawiałam budzik, nagle usłyszałam zza okna, jak kilka osób wrzeszczy: „Aleksandra! Olka!”. Głosy brzmiały znajomo, wychyliłam się wciąż na wpół przytomna, zaspana, a oni nadal krzyczą: „Olka! Schodź na dół, idziemy na kawę, musimy opowiedzieć ci, co się śniło Kaśce. Woda jej się śniła, że w jeziorze pływała, w jeziorze, które ma moc uzdrawiania na duszy i ciele(…)”. I tak właśnie dzisiaj dowiedziałam się, że jednak nie powinnam pytać moich znajomych, o czym mogę napisać kolejny artykuł, bo w rezultacie to im, a nie mnie rodzą się pomysły i śni się woda.

    Aleksandra Neyman

    Administrator